Jakub Knera | Nowe Idzie Od Morza

Na kulturalnej mapie Trójmiasta pojawiło się wydarzenie, które powinno odbywać się cyklicznie jak najdłużej.

To Nie Ta Melodia ma prosty zamysł, któremu przyświecają dwa cele. Po pierwsze, to okazja do spotkań muzyków, którzy potencjalnie mogliby nigdy z sobą nie zagrać, a po drugie, do tworzenia muzyki, która powstaje w wyniku losowania i jej efekt jest całkowicie nieprzewidywalny, zależny od tu i teraz – improwizacji i intuicji osób, które razem zagrają w Kolonii Artystów.

Składy, które wystąpiły podczas pierwszego koncertu były ciekawym połączeniem, ale w zasadzie żaden z nich nie dał rezultatu powalającego. Zawsze było coś, co sprawiało, że efekt finalny nie był do końca zadowalający: niepotrzebny instrument, brak komunikacji między muzykami czy mało sprecyzowana i przemyślana forma. Każdy z zespołów tworzył kompozycje według powtarzalnej struktury – opierając je na długich rytmicznych formach, za które odpowiedzialny był jeden z muzyków, a reszta dogrywała pozostałe partie. Przy improwizowaniu to najprostsze podejście, ale warto żeby kolejne „zespoły” miały w głowie plan na inną narrację setów.

W pierwszym koncercie bardzo transowy, jeśli nie momentami etniczny trzon stworzył Oleg Dziewanowski, który w pewnym momencie za bardzo odpłynął z grą na perkusji. Za to mało słyszalny był Piotr Kaliński, który ciekawie uzupełniał go samplami – czy to rytmicznymi czy zmodyfikowanymi nagraniami terenowymi – ale zbyt przytłumionymi przez pozostałe instrumenty, przez co mało wyraziście brzmiały. Podczas drugiego występu kompozycje obracały się wokół elektroniki Rafała Dętkosia, chociaż na początku świetnie rym zainicjował Michał „Goran” Miegoń, tworząc go przez zniekształcanie dźwięków powstałych po uderzaniu  w gitarę basową. Ten koncert był najciekawszy pod względem zabawy formą – mimo wyraźnego rytmu w tle, był on mocno przytłaczany (w ciekawy sposób!) przez gitary Miegonia i Jarka Marciszewskiego, bardzo hałaśliwe i trochę shoegaze’owe. Rytmicznie najciekawiej spisał się Kuba Kristo podczas trzeciego setu – dzięki syntezatorom zaprowadził swoje trio na terytoria kosmiche musik i krautrocka. Fajnie wspierały go zniekształcone gitary Rafała Wojczala i klawiszowe zabawy Borysa Kossakowskiego (ale koncert niepotrzebnie zepsuło wykorzystanie saksofonu).

Ale nie efekt w przypadku tych koncertów był najważniejszy, ale sam fakt spotkania – okazji do spontanicznego grania, wymiany myśli i pomysłów. To udało się znakomicie, tym bardziej że improwizacja kojarzona jest przede wszystkim z muzyką jazzową, tutaj dominowały instrumenty rocka i elektroniki. Wiadomo, że efekt jest zależny od stażu poszczególnych muzyków, ale ciekawe jest łączenie tych, którzy grają już jakiś czas z całkowitymi debiutantami. Kto wie, może takie spotkanie zaowocuje nowym projektem albo pomysłem na kolejny trójmiejski zespół?

Co można byłoby dodać do cyklu? Jeśli ma on w nazwie nawiązanie do znanego programu telewizyjnego, wprowadziłbym element konkursowy: wybór przez publiczność najciekawszego muzyka z każdego składu (moje typy z pierwszej edycji to Piotr Kaliński, Jarek Marciszewski i Kuba Kristo). Potem zwycięzcy w systemie pucharowym, mogliby łączyć się w kolejne zespołu, aż wyłoniona zostałaby pucharowa trójka. Wiadomo, że wszystko odbywałoby się z lekkim przymrużeniem oka, ale ileż mogłoby być zabawy, prawda?

Druga sprawa to kwestia finansowania – każdy z artystów występuje całkowicie za darmo, samemu opłacając koszty dojazdu na miejsce koncertu, a lokal udostępnia Kolonia Artystów. Myślę, że dobrym pomysłem byłoby wprowadzenie symbolicznej opłaty za wstęp, chociażby w wysokości 5 zł od osoby (wynosi to ok. 1,66 zł na zespół i ok. 55 gr na muzyka). Myślę, że nie byłoby to znaczącym wydatkiem dla zgromadzonych tłumnie widzów, a z powodzeniem mogłoby minimalnie wesprzeć budżet imprezy. Kolejna odsłona już za miesiąc – 28 marca.

To Nie Ta Melodia: Kaliński/Dziewanowski/Kowalczyk, Marciszewski/Miegoń/Dętkoś, Kristo/Kossakowski/Wojczal, Kolonia Artystów, Gdańsk, 28.02.13.