Wystawa

28.02.2014 | godz. 19.00
Kolonia Artystów | ul. Miszewskiego 18 | Gdańsk Wrzeszcz
Projekt realizowany ze środków własnych (Do It Anyway). 
Wystawę można zobaczyć po uprzednim umówieniu się telefonicznym: 505 391 891 

Przemysław Trześniak

Przemysław Trześniak to artysta zdolny. Nie tylko w znaczeniu słowa „utalentowany” – wszak taka diagnoza niekoniecznie jest istotna dla pozytywnej oceny kondycji współczesnego artysty.
Przemysław Trześniak to artysta ZDOLNY ABSOLUTNIE DO WSZYSTKIEGO. Ta umiejętność, poczynając od porcelanowo - urynalnych zgryw Marcela Duchampa a na performatywnych duetach Mariny Abramovich z Lady Gagą kończąc, jest najczęściej drogowskazem artystycznego geniuszu. Choćby dla tego indywidualna wystawa Przemysława Trześniaka stanowi wydarzenie, którego nie wypada przeoczyć.

Wpisując się w mglistą poetykę ulotek z galerii Zachęta uprzedzam, że tradycyjnie widz stanie się uczestnikiem tzw. "gry". Zaskakujące jest jednak to, że artysta nie stara się strzelać goli w bramkę kompetencji niewytrenowanego widza. Gra raczej po środku boiska ubrany w dwustronny podkoszulek obu drużyn.   

Pierwszym rozdziałem wystawy są  prace z okresu studiów, w których Trześniak zwinnie posługuje się akademickimi konwencjami bio-artu, performensu i czarnobiałych filmów  o skrupulatnie ślamazarnej narracji. 

Poczynając od wideo „Proste Czynności” , gdzie sentymentalne ujęcie wiejskiego życia skonfrontowane zostaje z wiejskim pochodzeniem pozbawionego sentymentów Trześniaka, poprzez przeszywający dreszczem zniecierpliwienia video- performens, gdzie autor niezwykle długo wynurza się z wypełnionego błotem worka, aż po zdeformowane dynie, które pod wpływem manipulacji artysty stają się formami rzeźbiarskimi przywołującymi na myśl najbardziej dorodne zbiory ogrodników z Hiroszimy. Za symboliczne zwieńczenie części działalności okraszonej nastrojem agro - akademickim, można traktować odcięte, zmumifikowane głowy kurczaków umieszczone w szklanej gablocie. Jest to dokumentacyjna pozostałość po dość złożonym i bardzo interesującym projekcie, za który swego czasu Trześniak został nieomal wydalony z gdańskiej ASP. 

To doświadczenie najwyraźniej wpłynęło korzystnie na jego stopniową metamorfozę z gąsienicy, charyzmatycznie pożerającej uwiędłe liście postawangardowej edukacji, w barwnego motyla subwersywnej elegancji, rozpylającego wokół siebie dzieła pełne polotu i przystępnego dowcipu, mającego tą przewagę nad salonowym asteizmem, że wolno mu być zabawnym. 

Nowe prace przejawiają radykalne odejście od mokrych mediów, zwrócenie się w kierunku rzeźby tradycyjnej, starannego warsztatu, dialogu z jakością przemysłową, seryjną produkcją i potocznymi gustami użytkowników kultury - a zatem wszystkiego, co dla losów polskiej sztuki wydaje się być kluczowe. Szczególnie zważywszy na jej ugrzęźnięcie w PRLowskiej mentalności, zapaść ekonomiczną i skrajny brak zaufania ze strony odbiorców.

W cyklu obiektów „HWDP” autor poddaje popularny slogan zabiegom estetycznym czyniącym z wulgarnego graffiti luksusowy towar o statusie sztuki. Nawiązując do artysty Takashi Murakamiego, tworzy mniejsze i tańsze repliki oryginalnego napisu, by każdy mógł sobie pozwolić na sztukę, niezależnie od zasobności portfela i intelektu. Zwraca tym samym uwagę na istotne w krajach dysponujących rynkiem sztuki zjawisko galerii komercyjnych oraz podstawową funkcję artefaktów muzealnych, a więc podnoszenie statusu społecznego ich użytkowników. Można więc powiedzieć, że cykl HWDP, to praca w najwyższym stopniu egalitarna.

W innym obiekcie Trześniak podejmuje wątki tożsamości seksualnej. Instytucjonalnie przypisywany temu zagadnieniu ciężar merytoryczny przenosi na dosłowną wagę żelaza, z którego wykonał serię fallicznych kastetów. Są to przedmioty użytkowe prezentowane w gablocie przywołującej na myśl sklep z bronią, uporządkowane wedle rozmiarów przyrodzeń umieszczonych na kastetach. Pracę tą można interpretować dwojako. Z jednej strony jako ilustrację agresji struktur patriarchalnych. To jednak równie dobrze podsumowanie bojowej postawy środowisk gejowskich przejawiającej się w ekspansywnym żądaniu emancypacji. Postawienie znaku równości między antagonizującymi ugrupowaniami aktywistów nurtu queer  i nacjonalizujących bojówek może więc być w istocie sygnałem negacji samej teorii gender, która zagnieździła się w dominującym dyskursie interpretacyjnym sztuki tak wyraziście, że jest sama w sobie karykaturą. W takim wypadku trudno mówić o udanym dowcipie autorskim - raczej o bardzo czujnej obserwacji.

Skłonność do celnego pastiszu Przemysław odreagowuje w pracy pt. "Recycling", inspirowanej cyklem „rzeźb- śmieci” gdańskiego rzeźbiarza Tomasza Skórki. Prace Skórki to poetyckie refleksje na temat przedmiotów nikomu niepotrzebnych, do których artysta zalicza rzeźbę współczesną, włączając w to swoje animalistyczne obiekty, inspirowane gumowymi zabawkami z których dawno uszło powietrze. Trześniak odwraca ten proces i niemal literalnie wpompowuje świeży oddech za pomocą pompki w jedną z rzeźb Skórki przedstawiającą sflaczałą kaczkę. Na powrót upodabnia ją do przeskalowanej dziecięcej kaczuszki, prosto ze sklepu. Po przez zwrot ku estetyce masowej obmywa piętno bezużyteczności ze sztuki, która zgodnie z intuicją Tomasza Skórki, zanurzywszy się dobrowolnie w baumanowskim kontenerze odpadów, bardzo skutecznie symuluje ich fetor.

Pastisz cierpi może na jedną wadę: Tomek Skórka nie jest powszechnie znanym celebrytą świata sztuki - najwyraźniej to zbyt utalentowany rzeźbiarz by stał się zdolny absolutnie do wszystkiego. Intertekstualna gra prowadzona przez Trześniaka wymaga zatem znajomości ostatnich prac Skórki i przez to, po mimo powabu formy, pozostaje nieco hermetyczna. 

Rozwidlające się gałęzie artystycznych strategii wyrastają ze wspólnego pnia kryzysu sztuki, trawionego toksycznym grzybem modernizmu i termitami awangardowej propagandy.       

Z powikłaniami tych odległych ideologii mierzy się dzisiaj każdy twórca wchodzący w dialog z instytucjami. Można tylko spekulować, jaki dobór strategii przyniesie długo wyczekiwaną ulgę cierpiącym artystom. Nie mam natomiast wątpliwości, która z nich przyniesie długo wyczekiwaną ulgę cierpiącym odbiorcom. 

Artystyczna przemiana Przemysława Trześniaka, łącząca doświadczenia krytyczne z uczciwym populizmem stanowi wdzięczną jaskółkę, zwiastującą, że ukute z lodu ściany państwowych galerii wkrótce roztopią się  w słonecznym blasku normalności. Walory artystyczne i komercyjne przestaną się na powrót wykluczać, zaś artyści klasy Kuratora Libery porzucą zgrzebne kostiumy żebraków i sekciarskie włosiennice, którymi wyłudzają katalogi zadośćuczynienia, zamiast zbierać na zdolnego do wszystkiego dentystę...

Kordian Lewandowski